Ciemność grzyb wilgoć i z rzadka neony
Noże kastety pięści i z rzadka strzały
Nie ma domów – są śpiwory, kartony
Mieszka w nich człowiek – tak mały
A w tak wielkim trudzie
Wobec jak chleb wielkich wyzwań
Przyszły Edison lub Dyzma
Wolny Świat, Wolni Ludzie
Pieniądze pożyczane na trzy dni na lichwę
Gdy oddać nie ma z czego i zastawem jest życie
Małe piersi – na nerki, duże piersi – na dziwkę
Później w mediach słyszycie
I ruszają lawiny oburzenia z oddali
I współczucie tak piersi im pali
Że aż czasem zamarzną – w obłudzie
Oni wciąż po śmietnikach spać będą jak spali
Wolny Świat – Wolni Ludzie
A gdy wygrają w rynek tymi pieniędzmi na lichwę
Spłacą się i założą swe kartonowe biznesy
Gdy słońce świecąc wszystkim ucałuje i dziwkę
Cudnym losem hostessy
Wtedy sprawdzą paszporty i odeślą z powrotem
Nie zwróciwszy za koszt uzyskania
Palce – gangsterskie odsetki, ni cnotę
Prawo się kłania
I jadąc ku granicy w policyjnej budzie
Po raz ostatni patrzeć będą zza krat
Z pewnością wolni ludzie
Lecz czy na wolny świat?