Zetor Zetor
244
BLOG

Autostopem przez Azje - bo mam już osiem lat

Zetor Zetor Kultura Obserwuj notkę 1

Romek ma trzydziestkę, Jonasz – 10 lat. Podróż autostopem ze Szczecina do Lhasy zajęła im dwa miesiące. Do Japonii – trzy. Na miesięczny Tour de France  zabrali pięć euro, ale przywieźli z powrotem. „Wymyśliłem to, bo to bardzo oszczędny sposób na wakacje” – mówi Romek. „No i nic nie zbliża bardziej, niż tygodniowy pobyt w tureckim więzieniu”. W ruskim zresztą też siedzieli. Na Sachalinie – egzotyka musi być.

Zaczęli, kiedy Jonasz miał sześć lat. Skromnie. Przeszli piechotą na Hel, sypiając pod łódkami ratowników. „To nie to co rybackie – schludne, nie śmierdzą rybą”. Wtedy narodził się pomysł na finansowanie podróży. „Napisaliśmy po prostu, że zbieramy na dojście na Hel. Jonasz najkoszmarniejszymi kulfonami dopisał, że na lody też.” Wkrótce mieli już za co jeść. Potem zaczęli sprzedawać swoje rysunki. „Najlepiej było w Lhasie” – opowiada Romek – „Rozłożyliśmy się na bardzo krótko, baliśmy się policji, mogliby nas zwinąć. Tybetańczycy ruszyli za nami i nie mogąc się opędzić od chętnych, musieliśmy zostać.” Problemy? „Tylko w Mongolii. Tamtejsza waluta ma bardzo małą wartość i musieliśmy zbierać do kartonu, żeby pomieścić te wszystkie banknoty. Sumę potrzebną na śniadanie odliczaliśmy do późna w nocy.

Potem była Francja. I Szkocja. „Kilkulatek jest za mały na autostop do Indii – jedźcie sobie do Rosji”. Nic, nawet żona i brak funduszy, nie mogło ich powstrzymać przed tą wyprawą. „Na co dzień zajmuję się wyszukiwaniem i promocją niepełnosprawnych twórców – nigdy nie wiesz ilu Nikiforów czeka na odkrycie” – odpowiada Romek, zapytany o życie zawodowe. „Jest to jednak bardziej praca społeczna niż zarobkowa – na żadne biuro podróży nigdy nie byłoby nas stać. Na szczęście na niczym nie można zajechać tak daleko, jak na ludzkiej życzliwości.”

Jak wybrać cel podróży? Czemu Indie? „Cóż, Jonasz chciał dotknąć słonia a ja miałem ochotę zjeść coś dobrego” komentuje własną decyzję fan indyjskiej kuchni.

Swoboda i zupełny luz w każdej sytuacji to zresztą ich znak firmowy. Kiedy w Katmandu jego ojciec leżał nieprzytomny z gorączki, Jonasz zgubił wszystkie pieniądze jakie mieli. „Kiedy choróbsko na chwilę mnie odpuściło, posłałem go, żeby szukał tego portfela. Wrócił po półgodzinie, cały uszczęśliwiony. Znalazłeś? Nie, ale uświadomiłem sobie, że pierwszy raz zgubiłem aż tyle”. Parę lat temu ich rodzinę spotkał szereg nieszczęść. Na pytanie Jonasza „jak spędzimy wakacje?” Romek odparł, ze na pewno w depresji. „Skończyło się tak, że pojechaliśmy nad Morze Martwe”.

Kontakty z ludźmi? „Raz jeden Francuz wiózł nas przez Mongolię. Patrzę – jurta, mówię, że wysiadamy. Pomyślałem, ze spać w jurcie jest fajnie. Jest. Jej mieszkańcy gościli nas trzy dni, uczyli Jonasza jeździć konno. Strasznie się polubiliśmy, chociaż rozmowy przebiegały tylko na migi. Wieźliśmy ze sobą dinozaura z pluszu, żeby go zakopać na Gobi i wywołać sensacje archeologiczną. Pytam się Jonasza, czy go zgubił. Pamiętasz tę fajną Mongołkę? Tak. No właśnie. Dinozaura nie będzie.”

Czy trudno podróżuje się z dzieckiem? „Kiedyś mi się załamał pod Kijowem. Mówi: mieliśmy zostać w Polsce albo zwiedzić Japonię, a siedzimy na Ukrainie.” Innym razem, kiedy szmuglowano ich przez granicę Tybetu, Jonasz głośno poprosił, żeby mu zdjąć sandały. „Parę sekund później faceci z kałachami zaczęli sprawdzać naszą ciężarówkę”.

Jonasz za swoje wypracowanie o wakacjach zawsze dostaje … zero. Do Polski wracają zazwyczaj dopiero w październiku. Jak radzą sobie z opresywnym systemem – nie zdążyłem zapytać, Romek i tak spóźnił się na pociąg. Zdążyłem natomiast stwierdzić, że ten gość to nie tylko najlepszy ojciec, ale chyba najskromniejszy facet pod słońcem.

 

Który to Jonasz?

 

Zetor
O mnie Zetor

Twórca - raz na miesiąc, leniwy do imentu. Libertarianin - tyle wolności ile można tyle atlantyckiego imperializmu żeby zlikwidować jeszcze gorsze państwa. Amerykanin - i do tego nacjonalista! Przykład na to jak można nim zostać nie mając obywatelstwa i nigdy nie ruszając się z Europy. Transhumanista - religia taka, popularna szczególnie w Dolinie Krzemowej; głosi ze przy tym tempie postępu technicznego ludzie zaczną niedługo posiadać cechy boskie, a przynajmniej nadludzkie, takie jak dodatkowe zmysły czy nieśmiertelność, i z tego każdy już sobie sam wyciąga wnioski. Można sobie wierzyć, znajdować w tym pociechę, czuć się wyjątkowym i w imię tego tworzyć i zabijać, jak w przypadku każdej innej religii. GG: 7211588 - nabluzgaj mi w cztery oczy ;)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura